Ostatni mój raz u pisemnej, muzycznej spowiedzi był ponad 4
miesiące temu. Następnie pozostawiłem po sobie ciszę, pustkę, brak nowych
wpisów, zaniepokoiłem swoją nieobecnością wszystkich swoich najczęstszych
bywalców odpychając ich od siebie. Moimi słabościami i grzechami był brak chęci
piśmienniczych i zdrada z nowymi wydawnictwami płytowymi, z którymi spędziłem
wiele godzin, układając swój muzyczny gust. Poprawy nie obiecuję, jednakże
postaram się więcej pisać i być konkretnym blogerem.
Na tapecie po powrocie znalazł się amerykański raper – Snoop
Dogg. Mój powrót jest także jego powrotem, ponieważ artysta w roku 2014 dał o
sobie znać, jako gość, który kiedyś miał już potyczki na listach przebojów
całego świata. Ostatni jego raz, kiedy znalazł się w miejscu przeznaczonym dla
tych z wyższej półki był jesienią roku 2011 dzięki współpracy z Wiz Khalifą i
Bruno Marsem przy singlu Young Wild & Free. Mój powrót w porównaniu z
muzykiem jest niczym wielkim, ale mam nadzieję, że kolejnej rozłąki ze mną nie
będziecie musieli po raz drugi przeżywać.
Od paru miesięcy jestem szczęśliwym posiadaczem jednej z
wielu wydanych kopii albumu ReinCarnAted, który ukazał się wiosną ubiegłego
roku. Od pierwszego usłyszenia byłem i nadal jestem pełen zachwytu, jaki
materiał zaprezentował artysta, powracając do swoich korzeni. Na płycie można
było usłyszeć także akcent polski, w który zaangażowała się pochodząca z Łodzi
piosenkarka Iza Lach. W nawiązaniu do krążka w zasadzie jestem zawiedziony tym,
co Snoop Dogg zaprezentował po swojej właściwej nieobecności na listach
przebojów. Jednakże bycie Snoop Lionem, to z pewnością był krótki flirt, który
zakończył się powrotem do postaci pierwotnej. Nie znaczy to, że całkowicie
zwątpiłem w artystę, jednak zawiodłem się, że raper nie pozostał jednak na
stałe, oscylując wokół gatunku reggae. Ten rok dla Amerykanina zaczął się
przelotną miłością z muzyką elektroniczną w postaci kolaboracji z Nickiem van
De Wall’em znanym nam DJ'em, jako Afrojackiem. Snoop Dogg w ten sposób znalazł się na
albumie holendra zatytułowanym Forget The World. Jednak kolejne podjęte kroki
wywołały wielki zamęt w mojej głowie i z pewnością przyprawiły o niemały zawód.
Bycie niepokornym a nawet niestabilnym to jest chyba jego
życiowe motto. Ze Snoop Dogg’a w Snoop Lion’a, ponoć tego lepszego, następnie w
Snoopzillę i chyba kolejny raz pod skrzydła Snoop Dogg’a. Mam wiele
wątpliwości, czy we współpracy z Jasonem Derulo, bądź Koreańczykiem PSY jego
wizerunek będzie zmierzał ku lepszemu. Osobiście bardzo zawiodłem się dwoma
dosyć kontrowersyjnymi singlami, bowiem ani jeden, jak i drugi nie zachwycą
publikę czymś ponadprzeciętnym. Chociażby gdyby miło spojrzeć w stronę PSY,
współpraca z tym piosenkarzem może obrodzić się w zwielokrotnione miliony
odsłon w serwisie YouTube, czego przykładem jest właśnie jego singiel Gangnam
Style, który nie tak dawno temu osiągnął pułap 2 miliardów odsłon. W świecie
muzyki nowoczesnej, podrasowanej elektroniką, która często przyczynia się do
zagłuszania tej niezwykłej mocy, jaką jest jedyny i niepowtarzalny głos człowieka,
(swoimi możliwościami do końca niepoznany) oczekuje się czegoś świeżego,
nowego, jak dotąd nigdy nieodkrytego przez żadnego innego oponenta. Dlatego
nagrania o rozrzucaniu swych naturalnych dobrobytów tu i ówdzie, bądź śpiewanie
o przebytym kacu nie skłoni słuchaczy żądnych dobrej muzyki a przede wszystkim
tekstów do od tak polubienia tego materiału. Na pewno takie trochę spontaniczne i nie
bardzo przemyślane utwory a do nich stworzone teledyski przyciągną masę odbiorców,
którzy gdzieś już to słyszeli. Tacy nadal chcą kolekcjonować swoje przeżycia,
których mogą doszukać się w całości odsłaniającej, co nieco więcej
roznegliżowanych i nieocenzurowanych składników.
Tekstów piosenek, bądź opracowania ich nie pragnę Wam
przedstawiać, ponieważ najzwyczajniej nie ma, o czym rozprawiać. Celem utworów
jest jedynie zabawianie odbiorców, uprzyjemnianie swoim oryginalnym kolorytem,
a nie ich zaciekawianie swą sensowną zawartością. Kariera tych dwóch
kolaboracji Snoop Dogg’a przestawia się następująco: aktualnie najlepiej
sprzedaje się singiel Wiggle z Jasonem DeRulo, który najwyżej plasuje się na
drugiej pozycji na belgijskiej liście przebojów, na piątym miejscu w Norwegii,
oraz między innymi na ósmym w Wielkiej Brytanii. Teledysk… no właśnie, w niemal
jeden miesiąc od publikacji zrobił furorę, zaliczył już ponad 47 milionów
odsłon na YouTube. Media podają, że w podsumowaniu wszystkich światowych air
playów Wiggle znajduje się na 9 miejscu, inne zaś, że na 15.
źródło okładki singla: en.wikipedia.org |
Termin powrót odnosi się także w stronę Koreańczyka PSY. Ten osobnik gatunku ludzkiego dokonał rzeczy
niemożliwej, przekroczył barierę oglądalności, przyciągnął miliony oczu na
całym świecie, w końcu znikł w jego stylu i powrócił, w słabym stylu. Ciężko mi
się do tego przyznać, lecz to prawda, ponieważ śmieszny, groteskowy teledysk, ogranicza
się zaledwie do nawiązania do sytuacji po przebytej inwazji doznań umysłowych,
które odzwierciedlają się trochę niezidentyfikowanymi zachowaniami
przedstawionych w teledysku dwóch mężczyzn. Jest śmiesznie, lecz momentalnie
niekoniecznie smacznie. Przeszło 65 milionów odsłon jest gwarancją, że takie
wybryki z połączenia dwóch innych światów w przyszłości mogą się sprzedawać
bardzo dobrze, ale tylko pod sygnaturą Koreańczyka PSY.
źródło okładki singla: en.wikipedia.org |
Oba te powroty i obaj artyści w moim przekonaniu dali o
sobie poznać, że istnieją na rynku muzycznym, jednak nie są to najwyższe ich
loty. Co do warstwy muzycznej w nagraniu Wiggle nie mam zastrzeżeń, wręcz
przeciwnie bardzo miło singla słucha się szczególnie głośniej, jednak zderzenie
świata reggae (którego nie słychać, lecz widać) z rozrywkowym może przyprawić
odbiorcę o zawrót głowy. Z pewnością po
czasie tak czy inaczej będziemy musieli się przyzwyczaić do takich a nie innych
połączeń, które w przyszłości nie jeden raz nas zaskoczą. Na ten moment z
niepokojem spoglądam w stronę tych obu panów, oczekuję czegoś więcej, nie tylko
ograniczania się do zaledwie łatwych a wręcz kiczowatych tekstów i teledysków,
które niejednokrotnie pojawiły się na rynku muzycznym. W te wakacje cały każdy z Was choćby raz zanuci Wiggle Wiggle, bądź Hangover Hangover, z resztą posłuchajcie
i przekonajcie się o tym sami. A jakie są Wasze wymagania co do Snoop Dogg’a
oraz PSY?
źródło statystyk singlowych: acharts.us
Nareszcie! licze na rzadkie pustki :D WIGGLE kroluje!
OdpowiedzUsuń// www.hot-hit-lista.blogspot.com
Zapraszam na nową recenzję (The Pretty Reckless - Messed Up World) na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nową notkę na blogu NAMUZOWANI.BLOG.ONET.PL a w niej - recenzja hitu Margaret - Wasted!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nową recenzję ( Ellie Goulding - Anything Could Happen ) na blogu NAMUZOWANI.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Joanna :)
Zapraszam na nowy odcinek Namuzowanych Pogaduch! Na bloga NAMUZOWANI.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Dopiero teraz zobaczyłem, że jednak postanowiłeś powrócić i dodać nową notkę. Co do Snoop Dogga to jednak spadł na dno tworząc z Jasonem Derulo i PSY. Chociaż muszę przyznać, że podoba mi się Wiggle to jest to tylko pusta melodyjka i nic innego. Mimo to podoba mi się. PSY i Hangover jest całkowicie niesłuchalne, więc tego lepiej nie komentować, bo wyjdą same hejty.
OdpowiedzUsuńhttp://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com